Zwyczajów związanych ze ślubem jest mnóstwo w każdej religii czy szerokości geograficznej, jednak sypanie ryżem pojawia się dziś w większości z nich. Ziarno ryżowe jest symbolem nowego życia razem. Przed posypaniem pary młodej musimy pamiętać jednak o pewnych zasadach.

Nie każdemu podoba się bałagan jaki pozostaje po sypaniu ryżem przed kościołem czy urzędem stanu cywilnego – często możemy być poproszeni o posprzątanie po sobie. Ryż nie jest jednak jedynym sposobem na obsypanie nowożeńców szczęściem – przedstawiamy kilka alternatyw.


- Confetti – niezła zabawa, ale także bałagan – łatwiejszy do posprzątania od ryżu przy użyciu… odkurzacza samochodowego.
- Płatki kwiatów – szczególnie róż – pięknie wyglądają i pachną. Niestety koszt jest dosyć wysoki, bo dla pożądanego efektu płatków musi być dosyć dużo, no i koniecznie muszą być świeże!
- Bańki mydlane – szczególnie jeśli na weselu jest dużo dzieci, ale nie tylko one świetnie się przy tym bawią. Do puszczania baniek nie trzeba chyba nikogo namawiać, małe flakony z pachnącym płynem można wręczyć gościom przed lub zaraz po uroczystości ślubu.
- Wypuszczanie motyli lub gołębi – kosztowne i nie zawsze się udaje, jeśli motyle akurat zdecydują, że nie mają ochoty latać, a gołębie lecą nie w tym kierunku, w którym byśmy chcieli lub co gorsza pozostawią mało atrakcyjną “pamiątkę” na garniturze ojca panny młodej…
- Mini dzwoneczki – nasz zdecydowany faworyt ze względu na praktyczność – nie trzeba sprzątać, nie brudzą ubrania i można je ponownie wykorzystać przy innej okazji.



Fotografie: everythingwedding.ca, thisandthat.sylvia-reynolds.com, oahuwedding.com, www.aisledash.com, www.aisledash.com, eventangel.blogspot.com, www.superweddings.com
Bukiety – różnorodność form i kolorów. Dziś przedstawiamy bukiety w odcieniach różu.
Kolor który można kochać lub nienawidzić, jednak jako bukiet zawsze prezentuje się wyjątkowo pięknie i uroczo. Delikatnie i dziewczęco w jaśniejszych odcieniach i bardziej zdecydowany przy barwach ciemniejszych i głębszych.
Wybór należy do Ciebie.



Źródła fotografii: www.stoneblossomflorals.com, www.projectwedding.com, www.yourweddingcompany.com
Jednym z nagorętszych kolorów sezonu 2010 jest niewątpliwie czekoladowy brąz, występujący samodzielnie lub w kompozycjach z chłodnym błękitem, turkusem lub różem. O popularności tych zestawień świadczy duży wybór akcesoriów w brązie czy błękicie.

Czekoladowe zaproszenia…
…a raczej zaproszenia w kolorach czekoladowych, kawowych, kakowych itp dają Ci szansę przedstawić Twoj wybrany kolor przewodni i styl całej uroczystości Twoim przyszłym gościom weselnym. Jeśli jesteś tradycjonalistką, możesz się ograniczyć tylko do czcionki lub motywu w kolorach brązu, który będzie pięknie wyglądał na białym czy kremowym papierze zaproszenia. W każdym razie warto zachować kolor, motyw i czcionkę z zaproszeń do samego końca i wykorzystać je na winietkach, menu, księdze gości, wreszcie podziękowaniach dla rodziców i świadków. Jeśli masz pomysł i trochę zdolności manualnych możesz sama zaprojektować i wykonać zaproszenia, jeśli nie czujesz się na siłach pozostaw to fachowcom – wbrew pozorom, wykonanie zaproszeń wymaga sporo pracy i czasu.


Suknia
Wykorzystując czekoladę jako kolor przewodni, proponujemy wybór sukni ślubnej w kolorach ecru czy nawet starego złota. Będą się pięknie komponować z kolorami ziemi, do tego pięknym uzupełnieniem może być błękit na sukniach druhen czy turkusowe nakrycia stołów. Czasami całości dopełnia prosta szeroka wstążka w odpowiednim kolorze, wykorzystana jako dekoracja stołu, krzeseł, bukietów, świeczników, kięgi gosci itd. Domy weselne często narzucają swoje własne sposoby dekorowania – chyba warto trochę pomieszać im szyki i dodać coś od siebie – choćby nawet prostą wstążkę.

Tort
Do urody czekoladowego tortu nie trzeba chyba przekonywać nikogo – od nas zależy czy będzie bardziej nowoczesny – np w kropki lub wzory geometryczne – czy tradycyjny, z motywami roślinnymi – kilka inspiracji prezentujemy na zdjęciach.
Po raz kolejny zachęcamy do zachowania koloru i stylu przewodniego całego ślubu i wesela – dzięki temu cała oprawa wygląda bardzo elegancko i w sposób przemyślany od a do z, a efekt taki można osiągnąć naprawdę niewielkim kosztem.

Źródło www. hubpages.com
Fotografie: blogs.wishpot.com, www.bride.ca, www.outblush.com, www.weddingandcakes.com, cakepicturegallery.com, stellanasson.blogspot.com, sedonacakes.blogspot.com, blog.myweddingfavors.com, merchanthospitality.com, artisansweets.wordpress.com, countryliving.com, www.quinnsbakery.co.uk, daintydress.com, www.bridalwave.tv

Martin Oliwa przyjechał do Londynu jako fachowiec. W Polsce miał dobrze prosperującą firmę z biżuterią. Nam opowiada jak to się stało, że osiadł w Londynie na stałe i zdobył tytuł najlepszego jubilera w Wielkiej Brytanii.
Jaka jest historia Twojego przyjazdu do UK?
Skończyłem w Polsce szkołę o kierunku złotnik. Założyłem firmę z biżuterią srebrną i ona się powoli rozwijała. W 2002 roku postanowiłem odpocząć od firmy i jej problemów i wyjechałem do Anglii na naukę języka angielskiego. Kiedy już przyjechałem, zobaczyłem jakie możliwości są w moim zawodzie tutaj. W Polsce zaczynała się właśnie recesja w tej branży, więc zamknąłem firmę i postanowiłem poszukać szczęścia w Wielkiej Brytanii.
Od samego początku było to złotnictwo?
Tak.
Miałeś jakieś problemy, żeby dostać pracę w Londynie?
Właściwie nie. Napisałem swoje CV i poszedłem do jednej z firm jubilerskich. Oni je przeczytali i powiedzieli, że właściwie mogę zacząć od jutra. Wtedy stwierdziłem, że skoro poszło mi tak łatwo, to mogę spróbować jeszcze w kilku miejscach, odwiedziłem więc jeszcze kilka innych zakładów. Umówiłem się na różne terminy w trzech firmach i wybrałem najlepszą. Wtedy były takie możliwości – teraz już ich nie ma. Tak się zaczęło i od razu było to złoto i brylanty. W Polsce było to srebro. Tutaj jednak się wiele nauczyłem.
Jaka jest wartość Twoich wyrobów?
Właśnie przed chwilą klientka odebrała ode mnie wisiorek za dziesięć tysięcy funtów – takie są ceny.

Robisz biżuterię na konkretne zamówienia?
Tak. To są moje projekty i moim celem jest to, żeby dostarczać własną biżuterię do sklepów, co już powoli zaczynam robić. W tym kierunku właśnie zdążam. Ta klientka o której wspominałem przyszła jednak do mnie z gotowym pomysłem, bo wiedziała czego chce. Ja zrobiłem resztę
Kiedy zacząłeś pracować w Londynie na własną rękę, pod własną marką?
Cztery lata temu.
Trudno było?
Było ciężko. Trzeba było kupić cały sprzęt. Wynająć pomieszczenia na pracownię. Zaczynasz praktycznie od początku. Pierwszy okres to była spłata długów firmy w Polsce, która zbankrutowała. W tej chwili staram się cały czas wszystko rozwijać patrząc na swoje doświadczenie z klientami oraz doświadczenie w robieniu biżuterii. Tutaj złotnik zajmuje się tylko wykonaniem elementów biżuterii ze złota. Oprawą zajmuje się zupełnie inna osoba. Ja natomiast nadzoruję obie czynności.
Czyli można powiedzieć, że jesteś unikatem na rynku.
Tak, chyba tak. Rzadko ktoś zajmuje się procesem modelowania z wosku, potem odlania konkretnych części i oprawienia kamieni. Ja to wszystko robię sam.
Szefowie dla których pracowałeś ciężko przeżyli twoje odejście?
Nie. Oni wiedzieli, że to musi nastąpić i nawet rok wcześniej mówili mi, że jeśli odejdę to żebym dalej dla nich wykonywał zamówienia i dalej dla nich pracował. Oni widzieli, że miałem coraz więcej klientów i liczyli się z moim odejściem.
Czyli dalej współpracujecie ze sobą?
Tak, dalej mamy kontakty biznesowe.

Kiedy stało się tak, że powstała twoja marka “Martin Oliva”?
Całkiem niedawno. W zasadzie kiedy zacząłem pracować “na swoim”. Wydawała mi się najprostsza i najbardziej rozpoznawalna.
Dużo masz klientów?
Tak, jest ich coraz więcej. Są stali klienci, cały czas dołączają nowi. Planujemy otwarcie sklepu z moimi produktami, także liczymy również w najbliższym czasie na klientów detalicznych. Chcemy się otworzyć na świat.
Praca jest bardzo precyzyjna jak widzę. Nie trzęsą ci się ręce?
Nie, raczej nie. Chyba, że kawy za dużo wypiję
Skąd zainteresowanie złotnictwem?
Ponoć już od podstawówki, chciałem uczyć się fachu złotnika. Ja tego nie pamiętam, ale mama twierdzi, że tak było. A potem to już po prostu poszło. Natomiast gdzieś po drodze planowałem nawet iść na studia. Jednak zaczął kręcić się biznes z biżuterią i wtedy mówię: “Zaraz! Albo studia albo złotnictwo.” Potem pomyślałem, że jednak złotnictwo
Studia złotnicze?
Nie. Studia miały być sportowe na AWFie. Myślałem też o architekturze, bo to też mnie pociąga.
Jednak zostałeś przy złotnictwie.
Tak i jak pokazał wynik ostatniego konkursu na najlepszego jubilera aw Wilekiej Brytanii, było warto.
Fotografie: www.martinoliva.co.uk
Źródło: Cooltura, rozmawiał: Piotr Dobroniak


Mimo, że szary jako indywidualny kolor nie jest zaliczany do barw ślubnych, jest w rzeczywistości subtelnym i eleganckim akcentem. Dotyczy to zarówno strojów państwa młodych, dekoracji, bukietów, nakrycia stołów weselnych, aż po gamę kolorystyczną zaproszeń i winiet.

W zimie, szary komponuje się doskonale z bielą i barwami metalicznymi, podczas gdy wiosną czy latem tworzy urocze kombinacje z różowym, żółtym czy zielonym.

Fotografie: Kristen-Weaver-Photography, Brides-Magazine, weddingsonthefrenchriviera.com, Amelia-Lyon, ezinearticles.com, Stephanie Williams Photography, theknot.com, U2Collection, weddings.lovetoknow.com, www.weddingsonthefrenchriviera.com, www.weddingvenues.com


Koszt kwiatów ma znaczny udział w całym budżecie weselnym, co gorsza, kwiaty trudno się przewozi, szybko więdną, szczególnie w gorący, letni dzień. Ciekawą alternatywą dla bukietów jako ozdoby weselnego stołu są owoce, Mogą one całkowicie zastąpić kwiaty lub być ich wspaniałym dopełnieniem, a z pewnością wniosą świeżość koloru, jeśli zdecydujemy się na określoną gamę kolorystyczną całego wystroju sali lub stołu. Ich koszt, szczególnie w sezonie, może być bardzo konkurencyjny dla gotowych bukietów, a ponadto oprócz tego, że pięknie wyglądają będą też smaczną, swieżą przekąską.



Fotografie: www.weddingsfresh.onsugar.com, www.theknot.com, www.bride.ca, www.stylemepretty.com,